Hejka. Kolejny koncert za mną. Ktoś mi napisał, że powinnam napisać książkę o moich wyjazdach, ale nie uważam, żeby to był dobry pomysł…
Byłam we Wrocławiu na Juwenaliach Europejskich. Znów z Agatą i Pawłem. On miał w ten dzień pracować, więc mnie siora zajebiście pocieszyła tym faktem, ale, najprawdopodobniej przez mojego smsa, się zwolnił do końca dnia. Zjedliśmy obiad ok. 15-16 i wyruszyliśmy na piechotkę na stadion olimpijski. Kawałek drogi od jej mieszkania. Mijaliśmy ZOO i opowiadaliśmy ciekawe historyjki (np. ostatnio kolesiowi niedźwiedź odgryzł stopę, bo mu zwierz uciekł, a niedoświadczony pracownik, nie wiedział co ma zrobić), przypominaliśmy sobie co robiliśmy jak byliśmy mali :).
Kupiliśmy winka i ciasteczka dla Agaty. W końcu udało nam się dotrzeć do wejścia. Okazało się, że wejście jest płatne za 5zł/os. Wypiliśmy winka, pomogliśmy jakiemuś facetowi ubijać puszki, porozmawialiśmy z nim, ze sobą i postanowiłam, że mamusia nam zasponsoruje bilety. No i weszliśmy jak się rozgrzewało KSU. Wcześniej była Apteka, ale niezbyt nam się podobało i woleliśmy sobie poprawić humorki i się rozgadać na jednym z pól. Po wejściu zaczepił mnie jakiś gościu, bo spodobał mu się mój extra-punky parasol :), a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden, ale nie będę się chwalić :).
Koncert KSU był świetny. Zagrali dopiero na bisy „Jabolowe ofiary” i „Idź pod prąd”, a od „Jabol-punka” to zaczęli :), więc wyrwaliśmy z P. pod scenę. Pidżama grała strasznie dużo nowych piosenek, tych chyba najbardziej komercyjnych, z „Nowej Generacji”, co mi się zbytnio nie spodobało. Ale grali też piosenki z niewydanej jeszcze płyty :).
Gdy się rozpadał deszcz znów wzięłam mój parasolek i ruszyłam pod scenę część ludzi powkurwiać, a część ochronić przed deszczem. Potem chcieliśmy badać reakcję chłopaków, co by powiedzieli, gdyby ktoś (Paweł) powiedział im, że komuś (mi) się podoba. Zapytał on jednego chłopaka, a potem się poddałam, bo pomylił faceta, ale ten wydawał się nawet fajniejszy niż tamten, więc może nie było aż tak źle :). Nie gadaliśmy potem, bo się zgubiliśmy. Chciałabym go spotkać :).
Potem wyruszyliśmy w drogę powrotną. Doszliśmy do domu i poszliśmy spać. Rano był tylko mały KACzorek. I smsy od ludzi, którzy byli przekonani, że koncert dopiero następnego dnia, ciekawe czemu?
Ominęłam w tym opisie kilka niemiłych szczegółów. Po co sobie psuć nerwy i przypominać o tym?
Napiszcie co myślicie jak to przeczytacie, cokolwiek, żebym mogła sobie poczytać :))). pozdrówka

aha, no i najleszpe: błotko 🙂 jak na woodstocku, ludzie zajebiście się ślizgali 🙂 pogoda odpowiednia do nastrojów i chęci zabawy 🙂