No i wróciłam z WOODSTOCKU. Ogólnie było średnio, nie za dobrze, nie za źle. Pojechałam w czwartek. Wróciłam w niedzielę. Pierwszy dzień był świetny, 2-średni, 3-do dupy, 4- też średni. Pierwszego dnia poznałam sporo ludzi, fajnie się chlało, krisznowcy ostro grali, poznałam mena, no i nie było nikogo znajomego, tzn. byli ci, których nie lubię, ale na szczęście nie wiedziałam, że oni są tak blisko :)), spaliłam się już wtedy na słoneczku, robiłam zdjęcia moim kochanym Zenitem, który co prawda potem mi się zaciął, ale zdjęcia podobno będą okay. Z drugiego mile wspominam ziółko i koncert Dezertera, na który to właśnie mnie tak najbardziej ciągnęło i spotkanie z k-nką i kiedyś tam z k-gą się spotkałam, ale to szczegół…. Z trzeciego najlepiej pamiętam kłótnie siostry (Agaty) z jej chłopakiem, a uczestniczyć w tym na siłę to nic miłego, ale dobrze wspominam potem zabawę właśnie z jej menem, poznałam byłego właściciela mojej jupy :)), no i siedziałam popijając piwo z dwoma Saperami :). Ostatni dzień był „średni”, bo mnie zostawili, ale potem fajnie było znów być samą, poczuć tą zajebistą W O L N O Ś Ć, o którą mi na wyjazdach chodzi. :)))))

🙂