Analiza i wielowątkowość utworu pt. „Oburzające dropsy” Leszka Kołakowskiego.Czytając bajki Kołakowskiego nigdy nie byłam pewna, jak się one skończą i czy w ogóle się skończą biorąc pod uwagę ich wielowątkowość. Autor mógłby je przedłużać zależnie od ilości pomysłów, które nachodziłyby go podczas pisania. Lecz ostatecznie bajki tego pisarza nie są długie i zawsze jakoś się kończą. W słowach tytułów zawarte są najważniejsze zagadnienia wybrane z treści utworów.
Zajmę się teraz opowiadaniem zatytułowanym „Oburzające dropsy”. Akcja toczy się wokół pozornie niezmienialnych nawykach kilkuosobowej rodziny. Bajka, wg słownika języka polskiego to opowiadanie o treści fantastycznej, zmyślonej lub osnutej na podaniach lub legendach. Akurat to dzieło jest z pewnością wymyślone. Ciężko byłoby znaleźć rodzinę, w której człowiek o imieniu Gia lubił palić po obiedzie cygaro z pióropuszem na głowie, Pepi przed śniadaniem polowałby na kormorany, Kaku łykał obręcze od beczek, Heja nosiła ordery na plecach, a Hipa łowiła szympansy na lasso i grała na loterii. Moim zdaniem byłaby to ciekawa rodzina w sensie psychologicznym – każdy ma jakieś hobby, któremu poświęca swój wolny czas. Lecz u Kołakowskiego nie ma tak wspaniałej harmonii, która teoretycznie powinna istnieć wśród tych osób. Tam, po mału, każdy zmienia swoje nawyki, a później wywołuje psychiczny nacisk na innych, by oni także zmienili swoje, które „nagle” zaczęły mu przeszkadzać. Więc wnioskować można, że żeby istnieć w zgodzie ze światem, muszą być co jakiś czas wprowadzane zmiany, bo – jak powiedział Heraklit z Efezu, Panta Rei, Wszystko płynie.
W tej pierwszej części opowiadania autor daje się wypowiedzieć każdemu z rodzeństwa i po kolei opisuje oddziaływanie członków rodziny, którzy zmienili nawyki, na tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. Potem pisze: „Jakiś czas był spokój i wszyscy przestali sobie wypominać złe obyczaje”. Jasno wynika z tego, że takie rozwiązanie jest krótkotrwałe, chwilowe. Doprowadził ono do stanu gorszego niż poprzedni, bowiem wszyscy zaczęli przeszkadzać wszystkim, a nie jak wcześniej – jedna osoba tym innym.
Kołakowski nie daje odpowiedzi na pytanie, czy jest jakieś wyjście z tej, jakże ciężkiej dla wszystkich, sytuacji. Wprowadza jeszcze jednego bohatera, a właściwie bohaterkę – małą siostrę o imieniu Kiwi, która wprowadza się do ich mieszkania. I ta pozornie, nikomu nie chcąca zawadzać dziewczynka, stała się główną sprawczynią dalszych, nieprzyjaznych, zachowań rodziny. Jadła dropsy, które oburzały resztę mieszkańców domu. Nie przeszkadzały jej docinki z ich strony, „łykała dropsy ze łzami w oczach i nic nie mówiła, bo bała się jeszcze bardziej rozgniewać swoich braci i siostry”. Lecz ona, w przeciwieństwie do innych, nie ustąpiła pod wpływem ich nacisku i nadal, codziennie, jadła te cukierki. Mimo wszystko, miało to pozytywny wpływ na środowisko rodzinne – wszyscy zaczęli dążyć wspólnie do jednego celu – zlikwidować nawyk Kiwi, zamiast swoje nowe nawzajem. Lecz tu, ponownie, autor wprowadził zmianę w zachowaniu swych bohaterów, niewiadomo czy korzystną czy nie – rodzina zebrała się i kazała się siostrze wyprowadzić.
I teraz miał panować spokój i harmonia. Po jej wyprowadzce i odczuciu pustki w domu, a może i szczęścia wszyscy przypomnieli sobie o swych pierwotnych nawykach i pojawiła się sytuacja z początku tego krótkiego opowiadania.
Kołakowski dał tytuł „Oburzające dropsy”, więc widocznie stwierdził, że to te cukierki doprowadziły do przełomu w życiu tej rodziny.
Przypomina mi się hasło „powrotu do źródeł”. Lecz nie wydaje mi się, by takie „stanie w miejscu” było zjawiskiem pozytywnym. Możnaby to zakończenie analizować z różnych punktów widzenia, np. że jest ono pozytywne – w domu zapanowała cisza i spokój lub możemy sądzić że jest to rozwiązanie sytuacji tylko na krótką chwilę. Z innej strony możnaby uważać, że to doświadczenie może nauczyć czegoś członków tej rodziny i inaczej rozegra się dalszy ciąg, nie wpadną znów w ten schemat, któremu się poddali i który autor opisał. Może przestaną sobie nawzajem zwracać uwagę i skupią się na sobie i swoim własnym, nikomu nie przeszkadzającym, hobby. Lecz psychika ludzka lubi płatać figle i dlaczego, skoro kiedyś np. Gii przeszkadzało, że jego brat łykał obręcze od beczek, miałoby mu to przestać zawadzać w późniejszym czasie? Wydaje mi się, że ta sytuacja powróci, być może ze zdwojoną siłą, skoro nie została (do końca) rozwiązana pojawieniem się Kiwi i jej oburzających dropsów. Każdy może sobie odczytać tą bajką na swój sposób i być może, zanalizowałby ją jeszcze inaczej, ale tą sprawę zostawię następnym interpretującym.
Zajmę się teraz opowiadaniem zatytułowanym „Oburzające dropsy”. Akcja toczy się wokół pozornie niezmienialnych nawykach kilkuosobowej rodziny. Bajka, wg słownika języka polskiego to opowiadanie o treści fantastycznej, zmyślonej lub osnutej na podaniach lub legendach. Akurat to dzieło jest z pewnością wymyślone. Ciężko byłoby znaleźć rodzinę, w której człowiek o imieniu Gia lubił palić po obiedzie cygaro z pióropuszem na głowie, Pepi przed śniadaniem polowałby na kormorany, Kaku łykał obręcze od beczek, Heja nosiła ordery na plecach, a Hipa łowiła szympansy na lasso i grała na loterii. Moim zdaniem byłaby to ciekawa rodzina w sensie psychologicznym – każdy ma jakieś hobby, któremu poświęca swój wolny czas. Lecz u Kołakowskiego nie ma tak wspaniałej harmonii, która teoretycznie powinna istnieć wśród tych osób. Tam, po mału, każdy zmienia swoje nawyki, a później wywołuje psychiczny nacisk na innych, by oni także zmienili swoje, które „nagle” zaczęły mu przeszkadzać. Więc wnioskować można, że żeby istnieć w zgodzie ze światem, muszą być co jakiś czas wprowadzane zmiany, bo – jak powiedział Heraklit z Efezu, Panta Rei, Wszystko płynie.
W tej pierwszej części opowiadania autor daje się wypowiedzieć każdemu z rodzeństwa i po kolei opisuje oddziaływanie członków rodziny, którzy zmienili nawyki, na tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. Potem pisze: „Jakiś czas był spokój i wszyscy przestali sobie wypominać złe obyczaje”. Jasno wynika z tego, że takie rozwiązanie jest krótkotrwałe, chwilowe. Doprowadził ono do stanu gorszego niż poprzedni, bowiem wszyscy zaczęli przeszkadzać wszystkim, a nie jak wcześniej – jedna osoba tym innym.
Kołakowski nie daje odpowiedzi na pytanie, czy jest jakieś wyjście z tej, jakże ciężkiej dla wszystkich, sytuacji. Wprowadza jeszcze jednego bohatera, a właściwie bohaterkę – małą siostrę o imieniu Kiwi, która wprowadza się do ich mieszkania. I ta pozornie, nikomu nie chcąca zawadzać dziewczynka, stała się główną sprawczynią dalszych, nieprzyjaznych, zachowań rodziny. Jadła dropsy, które oburzały resztę mieszkańców domu. Nie przeszkadzały jej docinki z ich strony, „łykała dropsy ze łzami w oczach i nic nie mówiła, bo bała się jeszcze bardziej rozgniewać swoich braci i siostry”. Lecz ona, w przeciwieństwie do innych, nie ustąpiła pod wpływem ich nacisku i nadal, codziennie, jadła te cukierki. Mimo wszystko, miało to pozytywny wpływ na środowisko rodzinne – wszyscy zaczęli dążyć wspólnie do jednego celu – zlikwidować nawyk Kiwi, zamiast swoje nowe nawzajem. Lecz tu, ponownie, autor wprowadził zmianę w zachowaniu swych bohaterów, niewiadomo czy korzystną czy nie – rodzina zebrała się i kazała się siostrze wyprowadzić.
I teraz miał panować spokój i harmonia. Po jej wyprowadzce i odczuciu pustki w domu, a może i szczęścia wszyscy przypomnieli sobie o swych pierwotnych nawykach i pojawiła się sytuacja z początku tego krótkiego opowiadania.
Kołakowski dał tytuł „Oburzające dropsy”, więc widocznie stwierdził, że to te cukierki doprowadziły do przełomu w życiu tej rodziny.
Przypomina mi się hasło „powrotu do źródeł”. Lecz nie wydaje mi się, by takie „stanie w miejscu” było zjawiskiem pozytywnym. Możnaby to zakończenie analizować z różnych punktów widzenia, np. że jest ono pozytywne – w domu zapanowała cisza i spokój lub możemy sądzić że jest to rozwiązanie sytuacji tylko na krótką chwilę. Z innej strony możnaby uważać, że to doświadczenie może nauczyć czegoś członków tej rodziny i inaczej rozegra się dalszy ciąg, nie wpadną znów w ten schemat, któremu się poddali i który autor opisał. Może przestaną sobie nawzajem zwracać uwagę i skupią się na sobie i swoim własnym, nikomu nie przeszkadzającym, hobby. Lecz psychika ludzka lubi płatać figle i dlaczego, skoro kiedyś np. Gii przeszkadzało, że jego brat łykał obręcze od beczek, miałoby mu to przestać zawadzać w późniejszym czasie? Wydaje mi się, że ta sytuacja powróci, być może ze zdwojoną siłą, skoro nie została (do końca) rozwiązana pojawieniem się Kiwi i jej oburzających dropsów. Każdy może sobie odczytać tą bajką na swój sposób i być może, zanalizowałby ją jeszcze inaczej, ale tą sprawę zostawię następnym interpretującym.
ps. a wy jak myślicie co w tej sytuacji się stanie? czy zmiany są potrzebne?
ps.praca oceniona na 3.5 ://