Właśnie wróciłam z pierwszej zimowej przejażdżki moim autkiem, prawieporszakiem. Nabyłam je w kwietniu, a wtedy jeszcze pewnie było lato, bo pamiętam, że byłam ubrana w moją niby-skórzaną kurtkę podobną do tej, która miała kupująca.
Już rano w autobusie mnie natchnęło na temat wpisu. Baba za kierownicą. A potem trafiła się ta przejażdżka tankująca i pocztowa.
Jest takie stereotypowe myślenie, że kobiety nie umieją prowadzić auta, a mężczyźni owszem. Tak sobie myślę, że skoro sama płeć piękna tak myśli, to czy (i jak) to można zmienić? Kobiety potwierdzają, że nie wiedzą jak faceci to robią, że z nimi jest tak jakoś lepiej w samochodzie. Śmieją się z innych „bab” i mają takie myśli zakorzenione w swoich główkach, no i nic z tym nie robią. Nie zaprzeczają i wciąż jeżdżą jak myślą, że jeżdżą. Nawet słyszałam że instruktorzy inaczej uczą kobiety. Z jednym rozmawiałam o tym. Powiedział, a raczej się tłumaczył (po moim anty), że bierze pod uwagę budowę mózgu kobiecego, tzn. spostrzegawczość szczegółów i podzielność uwagi. Przyznał nawet, że lepiej mu się jeździ w trasy z kobietami, bo można porozmawiać. Lecz swojego auta swojej kobiecie nie da, bo się jednak boi o nie (no przecież nie o nią) :).
A najgorsze jest wtedy, jak się kobieta takim stereotypowym gadaniem zestresuje. Skupia się tylko na swoim samochodzie i boi się go prowadzić, więc robi to jak ślamazara. Wtedy wszystkie sytuacje analizuje zbyt dogłębnie. Długo się zastanawia i tamuje ruch jadąc powolutku.
Jazda autem jest przyjemnością. Nie jest trudna gdy znasz podstawy. Auta nie można się bać. Ktoś mądry (chyba Mama) powiedział mi, żebym pamiętała, że to przecież:
JA PROWADZĘ AUTO, A NIE ONO MNIE!
Trzeba poznać pojazd żeby wiedzieć na ile z nim można sobie pozwolić. Ja swoim, można powiedzieć, szaleję. Rozpędzam się, często wyprzedzam, szybko włączam się do ruchu. W mieście jednak zwalniam, jadę ostrożnie, staram się przepisowo i może nawet zachowuję większą niż tzw bezpieczną odległość. Robię tak w Dużym Mieście. Wynika to z tego, że wiem, że hamulce w moim autku nie należą do najlepszych, nie mam abs, więc nie chcę hamować w ostatniej chwili.
Inaczej prowadzę gdy jadę z pasażerami, jeśli o nich pamiętam i mnie nie denerwują. Jadę wtedy wolniej, bardziej uważam na zakrętach, częściej hamuję. Tylko nie wiem czy to dobrze. Lubie towarzystwo w aucie. Myślę jednak, że gdy jeżdżę sama to prowadzę lepiej. Jadę bardziej płynnie, czuję się bliżej innych kierowców, w końcu stanowię część tej społeczności. Pewniej się czuję. Szybciej ruszam.
W moim aucie bardzo czuć prędkość, dziury na drodze i jest głośno. Jeszcze do niedawna przy ponad 100 całe auto się trzęsło, ale kazałam sobie coś z tym zrobić i teraz przy tych prędkościach już nie czuję już takiego dyskomfortu.
Budowa auta mnie interesuje. W sumie przy każdej usterce (a było ich sporo, nowych aut nie uznaję) poznaję jakieś nowe części samochodowe i żądam wykładu na ten temat. I tu, przeważnie, przydają się mężczyźni. Tatuś co nieco czasem wytłumaczy, i jeszcze mam sąsiada, który jest fanem (i do niedawna był użytkownikiem) marki mojego samochodu. Do niego zawsze mogę podejść i coś podpytać. Jak było cieplej i widziałam, ze robi coś przy jakimś aucie, to podchodziłam, zagadywałam i dowiadywałam się nowych rzeczy. Mężczyźni lubią dzielić się swoją wiedzą. A ja lubię gdy inni czują się dowartościowani. Tak więc nawzajem spełniamy dla siebie dobry uczynek :).
Rynek części samochodowych zdominowany jest przez mężczyzn.  W sklepach i jako mechanicy – płeć brzydka. Na przerwach w pracy kto rozmawia o samochodach? Nie słyszałam nigdy, żeby dwie kobiety coś gadały. No chyba, że na temat części, które produkujemy. Pracuję w zakładzie, w którym montuje się (głównie kobiety) części m.in. do samochodów. Sama zagaduję na tematy aut i reakcje bywają dziwne, czasem przeraża mnie niewiedza kobiet.
Koszmarnie wspominam moją ostatnią wymianę opon. Pomijam już co się tam wtedy działo, ale te komentarze typu „a na co kobiecie alufelgi”, „dla kobiet to wystarczy” „tatuś pojedzie po części, kupi dobre” skutecznie mnie odstraszyły.
Ja nie jestem tylko i wyłącznie użytkownikiem auta. Jednak znam wiele takich kobiet. Żeby wymienić opony, filtry i inne pierdoły oddają auto mężczyźnie. A dolać płyn do spryskiwaczy? A które to to?
Jest ktoś kto mógłby to wszystko za mnie robić. (Byleby nie musiał do niego wsiadać, bo jest za duży). Ale nie chcę tego. Rozstania z tym autem są dla mnie zbyt trudne. Zostawiłam je na razie dwa razy – raz gdy jeszcze nie umiałam nim jeździć, a dwa gdy nie mogłam prowadzić, bo po zabiegu. Gdy byłam na zwolnieniu i przy sobie nie miałam swojego auta, gdy tylko ktoś do mnie przyjeżdżał, sprawdzałam, czy moja noga da już radę wcisnąć sprzęgło… Ja uwielbiam jeździć! I umiem!