Kto rano wstaje ten ma dłuższy dzień. Rzekomo.
Drugi tydzień pod rząd wstaję chwilę po 4. Kładę się bardzo różnie, bo między 20 a 24. Przyznam jednak, że to czy się wyśpię zależy od pory, w której leżę wykąpana w łóżku. A to, kiedy leżę wykąpana w łóżku zależy od poziomu zmęczenia, pogody i nastroju. A od czego zależą te rzeczy, to jest już bardziej oczywiste.
Faktem jest, że pracując na pierwszą zmianę mam tak jakby dłuższy dzień. A jak jest lato, to najwięcej mogę być na słońcu. Ci, co nie mają problemów z rannym wstawaniem uważają te godziny pracy (6-14) za idealne. Ja do tych osób nie należę, bo po co zrywać się przed świtem jak można po świcie? Po co wogóle wstawać jak można spać?

image

Po tych kilku latach mojej pracy w tej firmie jescze się nie przyzwczaiłam i nie pokochałam tych zmian. Wciąż mam problem i niewiem jak się dobudzić. Jednak zaakceptowałam to. Jak się nie da z czymś wygrać to tak właśnie trzeba zrobić. To tylko dwa pierwsze dni są straszne, a zostają jeszcze trzy, a do tego potem jest zwykle tydzień ukochanych drugich zmian.
Jak kiedyś wspomniałam zawsze znajdę we wszystkim pozytyw. Tak więc w znienawidzonych przeze mnie pierwszych zmianach zauważmy, jak szybko zaczyna się weekend i dzięki temu mam więcej czasu, który mogę spędzić w moim własnym domku.