No to nadszedł ten dzień. Jeden z wielu wielkich, jakie mnie czekają w najbliższej przyszłości. Dziś dzień wyprowadzki. Potem dzień zabiegu chirurgicznego. Potem dzień wyjścia ze szpitala, potem dzień pierwszego kroku bez kul i pierwszego po przerwie prowadzenia autka. Wiem, że te dni będą dla mnie szczególne. Wiem to na podstawie poprzednich moich doświadczeń. Już to przechodziłam – wyprowadzki, zabieg itd. I potem znów moja kochana pracka. A zaraz wyruszę do niej po raz ostatni przed przerwą. Ciekawe co będę robić. Wczoraj miałam okazję przypomnieć sobie pół stanowisk na mojej linii. Dowiedziałam się, że dwie osoby odchodzą. Jedna pod koniec lipca, a drugiej już praktycznie nie ma. Mam nadzieję, że za te kilka miesięcy jak wrócę będzie jeszcze istniała ta linia. Robimy produkty starego typu, od którego już się odchodzi.

Tak więc zostaniemy we dwie. Lubimy się szczerze. Jednak nie będziemy mieć razem zmian. Będę sama po 8 godzin. Na moim doskonałym punkcie obserwacyjnym. Mam główne stanowisko przy drodze z szatni do stołówki, tuż obok warsztatu i biur. Widok na prawie wszystkich pracujących. Dla takiego typa badacza jak ja to wymarzone miejsce :). Inne małe linie są na samym końcu hali. Fajnie się to zapowiada, będzie na pewno inaczej niż było. Ma to swoje plusy i minusy.

Spakowałam się w dwie godziny. Obudziłam się przed 9, włączyłam RockRadio żeby posłuchać mojej kochanej audycji, czyli Rannego Kakao i dobudzili mnie totalnie. Podniosłam się i wzięłam za pakowanie. Część rzeczy już kilka tygodni zaczęłam wywozić, więc nie było tego tak sporo. Ogólnie jestem minimalistką, zaprzeczeniem tzw. chomika. Staram się mieć tylko to, co najważniejsze. To, co używam i to co noszę. Czasem się nazbiera, gdy np. dostaję hurtowo jakieś kosmetyki albo ubrania. Po pewnym czasie jednak robię ostry przegląd i znów mam mniej. Robię przy tym miejsce na nowe :-).

Lubię zmiany, bo wiem, że każda zmiana jest na lepsze. Prędzej czy później. A jeszcze przy moim podejściu do życia (że widzę we wszystkim plusy) żyć nie umierać. Pogodzę się z tym z czym trzeba (choć zwykle jest to ostateczność, bo staram się o swoje walczyć do końca).

Jakiś taki melancholijny ten wpis mi się zrobił. Piszę o niczym i wszystkim. Taki w sumie był cel pisania tego bloga. Mam na czym pisać to piszę. Rozłożyłam się na składanym fotelu, w butach, gotowa do wyjścia. Rzeczy już spakowane w aucie. Została już tutaj tylko torebka i komputer. Dopijam kawę. Będę trochę tęsknić za tym miejscem. Bardzo mi się z nim udało, choć oczywiście nie zawsze było kolorowo i czasem miałam dość. Zmieniając podejście zmieniała się sytuacja. Robaki, awarie, kuchenne hałasowanie to chyba jedyne minusy. Plusów było znacznie więcej – tanio, ładnie, bez wcinania się w życie, wegetariańsko, jasno, ciepło, z połączeniem ze światem. Jeszcze pewnie by się trochę tych zalet znalazło. Pomalutku muszę się zbierać do pracy. Jadę do niej autem, a potem od razu na autostradkę i fruuu na moją wioskę. Przed 24 będę u siebie i jak nie będzie zimno to od razu położę się spać.

 Do wpisu dodaję zdjęcie (już) poprzedniego miejsca zamieszkiwania.

kuchnia wysz