Jakie palenie jest niezdrowe każdy wie. Od małego każe się uciekać dzieciakom z miejsc, w których się pali. Bierne palenie podobno niezdrowsze niż aktywne. A ja, jak to ja, we wszystkim znajdę plusy. I sądzę, że pozytywne aspekty palenia doceni tylko i wyłącznie świadomy palacz, a nie taki z wrodzonymi objawami pesymizmu, który odpalając każdego papierosa ma wyrzuty sumienia.
Nie jestem pewna czy jestem w stanie pisać o tym tak otwarcie. Ja, kiedyś wielka przeciwniczka, a teraz od trzech lat, regularnie paląca. Miałam tylko raz 2/3-miesięczną przerwę. Zaczęła się dwa lata temu gdy zaczęło robić się ciepło, a skończyło gdy pojechałam na woodstock…
Jakie to okropne to każdy wie, napiszę tylko, co mnie najbardziej w fajkach wkurza – osłabienie węchu. To strasznie upierdliwe, zwłaszcza, że do tego u mnie dochodzi notoryczny katar.
Nie wydaję milionów na papierosy. Kupuję tytoń, bibułki, filtry i mam maszynkę. Taką ręczną, z taśmą. Kręcenie zajmuje trochę czasu. Palenie i chodzenie do sklepu po to wszystko też. Jednak to jest czas, który mam na przemyślenia i zmusza mnie do systematyczności. O tak, zawsze narzekałam, że nie umiem robić nic stale. Tabletki biorę regularnie kilka dni, a potem już sporadycznie, bo nawyku nie umiem wyrobić.
A brak nikotyny w moim organizmie jakośtak magicznie zmusza mnie do pewnych zachowań. Potrafię cały dzień przełazić w piżamie, nie wychodzić z mieszkania, by o 22, tuż przed snem, ubrać się i iść do sklepu, bo rano w pracy nie będzie co palić. Jest oczywiście opcja proszenia o fajki innych, ale powyrównywałam już rachunki fajkowe i jest tylko jedna osoba, którą muszę spłacić i mi już głupio do niej chodzić. Troszkę mi się przejadło życie na sępa :D.
Podczas palenia przychodzą do mnie cudowne myśli, które by nie odwiedziły mnie w normalnej egzystencji. Jakaś taka cudowna wena i natchnienia twórcze. Ta chwila, kiedy stoję, patrzę, wdycham i wydycham powoduje takie wyciszenie, uspokojenie, poukładanie… Ach.
Nie wydaję tej kupy kasy, o której się mówi o nałogowych palaczach. Mój sposób wydawania pieniędzy nazwałabym sknerowatym. Wybrałam najtańszą opcję karmienia nałogu. Bez ograniczania. Po prostu w zamian mam zawsze kilka minut roboty, ale skoro ten czas wykorzystuję też na inne czynności, to nie uważam go za stracony.
O elektronicznym papierosie myślałam. Już nawet próbny pożyczyłam. Chodziło mi głównie o odzyskanie węchu. Nie o wyeliminowanie nikotyny. Z wiatrakami walczyć nie zamierzam. Wzięłam. Noc przespał w torbie. Rano sobie o nim przypomniałam. Popróbowałam ohydnego mocnego waniliowego olejku. Zaczęłam przyglądać się urządzeniu. I rozkręcać. Odkryłam w nim masę brudu po poprzednich właścicielach. Poczyściłam. Jakiś drucik wyszedł, zahaczył się i zonk. Nie działa.
Doczytałam właśnie, że za 30 zł mogę dokupić pewną część i mieć nówkę nieśmiganą. Tak więc jak się zaprę by podjąć decyzję to popróbuję. A póki co będę delektować się tą chwilą spokoju przy tradycyjnym mocnym tytońku.