No pięknie! Ani nie piszę, ani nie robię nic takiego ważnego regularnie. Uprzedzałam, że z moją systematycznością kiepsko.

Martwię się stanem mojej nogi. Po 5 tygodniach od zabiegu nie chodzę i obwód mojej chorej nogi tuż nad kolanem jest o 3 cm krótszy niż nogi zdrowej… Po tych kilku dniach rehabilitacji dość ładnie się zgina, ale siły by utrzymać te moje niecałe 60 kg ciała – brak. Wciąż wszędzie (!) łażę o kulach, ale teraz przynajmniej mogę normalnie w gościach usiąść. Już nie wołam o taborety ani nie zajmuję 3 miejsc żeby noga była sztywno i w górze. Wieczorami wciąż jest zimna, a i obrzęk wokół kolana jeszcze jest. Do tego po początkowych i intensywnych ćwiczeniach dostaję przykurczu mięśni tzw. gęsiej stopki. Artroskopia z szyciem łąkotki to nie przelewki. Wkurzam się coraz bardziej. Pomału chcę się brać za zarabianie większych pieniążków i troszkę mnie denerwuje, że nigdzie się sama nie mogę ruszyć, nawet do sklepu po zakupy. Jestem skazana na innych. Nic nie mogę wybrać sama.

Fajnie jest posiedzieć u siebie, pozaprzyjaźniać się z sąsiadami i gdy podają wszystko pod rękę. Ale moje poczucie niezależności bardzo na tym cierpi.

Bardzo fajnie jest gdy ludziska przyjeżdżają do mnie robić grillo-ognisko i odjeżdżają zadowoleni. Dzisiaj też byli. Mój ogródek wygląda coraz lepiej. Ostatnie kilka dni codziennie gram w darta (z kulą lub kulami czekam aż ktoś mi poda lotki) i siatkówkę (ja oczywiście siedzę – początkowo na piłce do ćwiczeń, ale padła, a ostatnio na stole i nawet na ogródku powstała linka służąca jako siatka do przedzielenia boiska). Jest fajniutko, nie nudzę się, rączki mam jeszcze zdrowe.

Będąc w Małym Mieście trochę poczytałam. Przeczytałam pierwszą część Greya (Pięćdziesiąt twarzy Greya E.L. Jamesa), Świętoszka Moliera (a co! lektury są za darmo a Moliera mi się fajnie czytywało) i Małą Księżniczkę F.H. Burnetta, która mnie kusiła odkąd zobaczyłam bajkę o zbiedniałej dziewczynce o wielkich i ciemnych oczach i czarnych włoskach. Teraz zaczęłam Przygody młodych Bastablów E. Nesbit. Tylko tak to tu na wsi dziubdziam, że nie wiem kiedy doczytam.

Laptopek mały się psuje i jednak chyba szukam nowego. Duży mnie wkurza swoją objętością (nie mogę go nosić na dwór gdzie spędzam najwięcej teraz czasu w ciągu dnia). Tablet czeka na wycenę i wystawienie go na sprzedaż. Telefon się szybko rozładowuje, bo wszędzie problemy z zasięgiem, a szukanie sieci i internet pochłaniają sporo baterii. Zadowolona strasznie jestem z czytnika – i muzyka, i przeglądarka internetowa, i zegarek, i oczywiście czytanie.

I tak jakoś mija mi czas. Trwa naprawa mojego auta, sąsiad wziął się za rozbieranie, ale strasznie to skomplikowane, bo ciężko się dostać do części, które mają być wymieniane. Zajmie to sporo (mu) czasu i (mi) pieniędzy.

Zwierzątka miewam dwa. Dwa razy już piesek siostry u mnie był, dzisiaj nawet został wykąpany i lekko obstrzyżony (to nie lew żeby miał puchate łapki!) No i jest jeszcze mój cudny kotek (tym razem piszę to bez ironii, bo zaczęła być naprawdę fajna). Zaczęła wychodzić na dwór i przylatywać do mnie w domu i poza nim. Niestety piesek za nią za bardzo biegał i już chyba nie wezmę go do siebie tak chętnie jak wcześniej.

I siebie doprowadziłam do porządku. Udało mi się umyć porządnie moje dredziochy i chyba nawet nie przeziębić przy tym. Jakoś się trzymam. Postaram się pisać tu częściej.

 A to foto koleżanki z Krzywych Luster w chorzowskim parku rozrywki. Na zdjęciu ma nogi prawie takie jak ja teraz ;-).

CAM00172

🙂