Dlaczego czasem jest tak, że mnóstwo rzeczy wali się komuś na głowę i choć bliscy próbują nas wspierać, to i tak im się obrywa. Przez to i my czujemy się gorzej, nic nie wychodzi, wszystko jest do d… I taka lawina złych zdarzeń. Jakby to całe zło nie mogło przychodzić do nas partiami zamiast huknąć na nas znienacka. U mnie mnóstwo zmian w jednej chwili życia. Nie nadążam za tym co się u mnie dzieje. Pełno rzeczy zaczynam robić i nie kończę.
A jeśli chodzi o bliskich to oni po prostu są. Są tu z nami, są obok, próbują pomagać, ale i tak wiemy, że to się nie uda i odpychamy ich. Odrzucamy. Nie słuchamy ich rad, bo oni nie są nami i nie mogą czuć dokładnie tego co my czujemy. Trzymamy ich na dystans zamiast pozwolić opiekować się nami.
Bliscy to z definicji ludzie, którzy są przy nas. Których bycie często wystarcza do poprawienia nam nastroju. Czasem bardziej potrzebujemy czyjejś obecności niż samotności. Gdy nam źle, gdy nam choć trochę niedobrze. A oni są. Są przy nas. Czemu nie potrafimy ich docenić w danej chwili?
Za złe rzeczy winni są sprawcy, a nie ci, którzy wysłuchują nas i próbują nam pomagać słowem. Co innego jakby się ktoś śmiał się wtryniać w nasze życie i prowadzić za rączkę.
Bliscy są przy nas zawsze. Pozwólmy im być przy nas ciesząc się ich obecnością.