Wyobrażacie sobie brak bieżącej wody przez kilkanaście godzin dziennie? W miastach wszędzie są wodociągi i krany, z których choćby zimna woda zawsze jest. Nawet w niektórych wsiach są. W mojej też. Z tym, że nie ma na osiedlu, na którym mieszkam. Dlaczego? Nie sądzę, żeby wystarczającym powodem była odległość, czyli 1,5 km od wioski. Raczej chodzi o biedę mieszkających tu ludzi. W sumie mniej niż połowa z obecnych tu mieszkań należy do prywatnych właścicieli, a reszta należy do Gminy. Tymi drugimi zarządza pan Burmistrz i są wynajmowane jako mieszkania socjalne.

Każdy dom ma swoją pompę do studni. Mój też ma, ale automatyczne włączanie nie działa. Do tego, jest ona na terenie mieszkania gminy, w którym „rządzą” sąsiedzi, którzy nikomu tutaj nie dają się polubić. Z nimi przyjaźń jest na maksa, albo wojna na maksa – nie uznają półśrodków. Kłamanie z zazdrości na policji, oskarżanie niewinnych o kradzieże, przecinanie kabli wystających na zewnątrz, niszczenie ogródka – nie wahają się przed niczym. Wyjeżdżają sobie i mają gdzieś, że zostawiają dwie rodziny bez wody. Tylko ciekawe gdzie znikają, skoro formalnie oboje są bezrobotni…

I nie wiem co ja mogę w tej sytuacji zrobić. Na akcie notarialnym mam, że pompa również należy do mnie, bo sprzęty, z których korzysta się wspólnie, są współwłasnością. Tylko co robić, skoro ta pompa jest w piwnicy sąsiadów, do której nie mam dostępu?

Próbowałam rozwiązywać to z kimś wyżej położonym w hierarchii. Kobieta od spraw dotyczącyc

h współwłasności odsyła do człowieka zajmującego się awariami. On pojawił się, ale nie zastał sąsiadów, więc nic nie zrobił. Coś wspomniano o tonowej beczce z wodą przed domem, ale brak sprzętu zahamował pomysł. Sołtyska próbuje działać, straszyć pracowników odpowiedzialnych za naprawę awarii, ale to na razie nic nie daje. Jak to ona mówi „co mogę to pomogę”. A póki co to my musimy siedzieć bez bieżącej wody. Ach ten XXI wiek..
.