Mam teraz wolny weekend. Zaczął się dla mnie tm razem (bo różnie jest) w piątek popołudniu, a skończy w poniedziałek pod wieczór.

Dzisiaj, w mój pierwszy weekendowy dzień, nie mogłam usiedzieć. Najpierw wycieczka kilkanaście kilometrów po części do auta (zamknięte było), potem goście, wspólne robienie obiadu, mini mecz w siatkówkę (w końcu!). W międzyczasie wysprzątałam kuchnie i podłogi. Jak znajomi pojechali to wzięłam się jeszcze za mycie okien w kuchni. Na następny szał sprzątania zostały te w pokoju…

A wczoraj po pracy szybko pojechałam do wynajmowanego mieszkania po kota i do miasta po drodze też po części (i też nie załatwiłam), a potem na ciacho i kawkę do wiejskiej sąsiadki i potem znów na kawkę do kolejnej. Dopiero pod wieczór byłam w swoim domku.

image

Póki co jeszcze nic z listy spraw do załatwienia ne zrobiłam… Podejrzewam, że dopiero w poniedziałek będę mogła coś wykreślić. Jakoś tak im mniej ma się czasu, tym więcej się robi. Nauka na ostatnią chwilę mi się przypomina…

Czy jest sens robienia takich list? Myślę, że tak. Jest to wtedy uporządkowane i jest satysfakcja z wykreślania pozycji. A dopisywanie? Na mojej liście się nie zdarzy, bo nie ma miejsca. No ale powstaje nowa – na moim nowym, pięknym telefonie :-).

🙂