Tak to już z głową jest, że czasem boli. Czasem mniej czasem bardziej. Czasem z tyłu głowy czasem z przodu. Bóle są różne i różne jego przyczyny.

Kiedyś (na szczęście tylko raz w życiu) przeżyłam ból, który trwał 4 doby non stop! To było straszne. Jakiś migrenowy. Nie wiedziałam skąd się wziął i nic nie pomagało. Nie wpadło mi do tej mojej bolącej makówki żeby iść do lekarza, bo jak to? Po co i na co? Po tabletki przeciwbólowe? Dostanie się do doktora pochłonęłoby za dużo energii i mojego cennego czasu…

W końcu wyszukałam w internecie co trzeba robić jak ma się coś takiego – dużo pić i się nie denerwować. Postarałam się tak robić i jakoś (może samo) przeszło. Lecz to było traumatyczne przeżycie, zwłaszcza, że byłam wtedy w Mieście, więc codziennie chodziłam do pracy, gotowałam i egzystowałam samodzielnie.

Ostatnio zdarzył mi się inny ból głowy – najpowszechniejszy u ludzi młodych. Nazwę go „potrunkowym”. Trwał od samego rana, do prawie samego wieczora. Rano ogarnięcie, trasa i do pracy na 8 godzin. Dałam radę. Było strasznie, ale wiedziałam, że tak się zdarza czasem. Nic co ludzie nie jest mi obce… Zwłaszcza gdy nie pomyśli się o przygotowaniu do „imprezy”.  Tego dnia po piciu pocieszała mnie myśl, że następnego dnia wszystko będzie dobrze. Wstanę jak nowo narodzona.

Jednak doświadczenie robi swoje – i czasem przypomina mi się sytuacja, w której i w dniu po tym, co był „po”, było ze mną źle. Mieszkałam wtedy w mniejszym Mieście i byłam szczęśliwa, że na dzień imprezowania wybrałam piątek, a dopiero w poniedziałek popołudniu miałam iść do pracy.

Tak więc bóle są i będą. Zawsze jest jakaś przyczyna – czasem o niej wiemy czasem jest doskonale ukryta. Tak ogólnie to trzeba wtedy: dużo pić, nie stresować się i wychodzić na świeże powietrze głęboko oddychać. W sumie to te zasady powinno się stosować przy wielu innych dolegliwościach…

🙂