Czasem obudzi mnie jakiś straszny sen. Nie wiem wtedy gdzie jestem i czy muszę wstawać. Otwieram oczy, mam pustkę w głowie i zastanawiam się „dlaczego?”.
Jest wieczór, a ja pamiętam jeszcze co mi się śniło kilka godzin temu. Właściwie to pamiętam kto w nim brał udział i w jakim strasznym stanie się obudziłam – cała zapłakana i roztrzęsiona.
Czyżby to było z tęsknoty za tymi dwoma osobami? Jednego z nich nie ma wśród żywych, a z drugim nie wiem co się teraz dzieje. Zastanawiałam się czemu przyśnili mi się razem akurat dziś, może coś tam się stało, te półtora tysiąca kilometrów stąd? Może jakaś rocznica? A może tylko mój organizm stwierdził, że tego właśnie potrzebowałam – poczuć coś na tyle mocno, żeby aż mnie zabolało, że to se ne wrati… żeby brać się za życie tu i teraz?
Jakiś sens w tym śnie na pewno jest. Muszę tylko go odnaleźć…