Zwyczajnie można zastosować najstarszą metodę świata – zamknąć go w szafce. Wtedy te, które z natury są ciche i mało co się odzywają – zaczynają wydawać głos. Mój kiepsko mruczy, ale uważam, że całkiem nieźle miauczy. Przy tym nie jest upierdliwy, nie wydziery japy, oszczędza głos. Można go zamknąć i będzie sobie tam siedział godzinami…

Jedną z pierwszych nocy w mieszkaniu spędził w rozsuwanej szafie w przedpokoju. Rano wróciłam z pracy, powitało mnie ciche „miau miau”, ale że nie zauważyłam stojącego ogona to zaczęłam zaglądać do wszystkich pokoi. Gdy się rozebrałam z kurtki i butów znów usłyszałam „miau miau”. Poszłam w kierunku głosu nawołując ją i znalazłam. Wypuściłam, a ona jakby nigdy nic powitała się ze mną i poszłyśmy spać. Któraś ze współlokatorek musiała ją tam zamknąć nieopatrznie. A ona grzecznie sobie spała na jakichś szalikach – źle jej tam nie było.

Innym razem sprzątałam w mojej narożnej szafie. Jedne drzwi mają uchwyt, a drugie otwiera się dopiero gdy otworzy się pierwsze. Po posprzątaniu pozamykałam drzwi i znów jakieś ciche „miau miau”. Otwieram szafkę – kota nie ma. Zamykam. Coś tam miałam na głowie, bo się nie przejęłam brakiem zwierzaka często pałętającego się pod nogami. Dopiero po jakimś czasie skojarzyłam, że poszłam do kuchni zjeść, a ta cholera nie przyleciała. Zajrzałam do części szafy bez drzwi i jest. Wyskoczyła i zajęła się swoim życiem. Nie robiła mi nawet żadnych wyrzutów.

A tu foto wylegującej się Liluchy na tle tej nieszczęsnej szafy…

wp-1417801966495

 

A dziś przy okazji mycia włosów poszłam po jakieś duże śruby do szafki w ubikacji. Chciałam naprawić szynę od zasłon, bo opada. Nie udało się i chciałam je odnieść, ale współlokatorka poszła do ubikacji, więc nie odniosłam ich na miejsce tylko rzuciłam na okap w kuchni. Przed chwilą skończyłam suszyć włosy, usłyszałam koleżankę, że idzie na fajkę, więc też poszłam. Posiedziałyśmy na balkonie, pogadałyśmy i potem wyraziłam zdziwienie, że gdzie kot, bo zwykle przylatuje pod balkon, a nawet próbuje go sobie otwierać gdy drzwi są uchylone. Okazało się, że współlokatorka słyszała jakieś „miau miau” jakiś czas temu, gdy wychodziła do sklepu. Drzwi od ubikacji zamknięte i nas olśniło. Otworzyłyśmy drzwi, otworzyłyśmy szafkę i Lilka wyskoczyła chętnie na wolność. A tak sobie cichutko tam siedziała, że na pewno nie było jej tam źle.

Tak więc mój kociak jest w stanie dobre kilka godzin przesiedzieć sobie bezszelestnie w jakiejś szafie (a, właśnie mi się przypomniało, że kiedyś dałam ją NA wysoką szafę, robiłam przemeblowanie i już nie miała na co zeskoczyć i tak sobie tam siedziała cichutko jakiś czas i patrzyła co robię, zwyczajnie mnie obserwowała).

Ten sposób na pozbycie się kota jest bardzo prosty. Gdy się stęsknisz to zwyczajnie go wypuszczasz lub ściągasz. Sprawdza się świetnie przy cichych kotach. Lilucha już wie, że jak będzie niedobra to znów gdzieś ją zamkniemy ;-).