Skończyłam właśnie urlop. To znaczy jutro mam jego ostatni dzień. Przez te dwa tygodnie jeździłam nowym autkiem w dłuższe i krótsze trasy (tak do 100 km dziennie), robiłam remont ścian i sufitów w dużej firmie i chodziłam na zabiegi rehabilitacyjne. Dziś jeszcze skończyłam poprawki, a jutro mam pierwszy dzień wolny. I ostatni, bo od poniedziałku do pracy.

Dzisiaj przetransportowałam się do Miasta i w końcu mam jako taki porządny internet. Kupiłam sobie piwko i piję sama jak rzadko kiedy. Przestawiam się na tryb wielkomiejski. Cieszę się, że wracam do czystego mieszkanka i nie muszę się stresować sprzątaniem. Swój domek wiejski tez wysprzątałam i przyjadę na czyste. Dopiero za dwa tygodnie to będzie.

Zalatana byłam strasznie, czasem odczuwałam zmęczenie. Na masażach kilka razy zdarzyło się, że odczuwałam tak mocny ból, że aż ciarki mnie przechodziły. Nie wiedziałam, że tak można. Mam nadzieję, że wyniosę z tych ostatnich doświadczeń same dobre nawyki. Od teraz sama będę ruszać rączkami i szyją w odpowiedni sposób.

Czuję się gotowa do powrotu do pracy. Stęskniłam się za nią. Mam ochotę trochę się tam „wylightować”. Mam nadzieję, że dam radę i nic mi dokuczać nie będzie. Zawsze preferowałam aktywny wypoczynek i takim mogę ten dwutygodniowy nazwać. Wstawanie rano dobrze mi robiło. Korzystałam z tych dni, ale miałam też czas dla siebie. Nie załatwiłam wszystkich spraw, ale nadrobię to w ciągu najbliższych dni. Taki mam plan :).

🙂