image
Jestem w swoim domku. Tragedia co tu za bajzel jest. Tato wymienia okna. Dobrze, że sąsiadka mnie uprzedziła co mnie może tu spotkać. Tak czy siak stałam w kuchni i bałam się wejść. Wszędzie pełno kurzu i syfu ze ścian. Ta wymiana okien wiązała się z wyburzeniem części ściany, więc gruzu pełno. Zajrzałam po ciemku na ogródek, bo księżyc mocno świeci – wszystko jest na zewnątrz. Pół metra mam do podłoża trawiastego i wygląda na to, że nie potrzebuję schodków, bo tak to jest tam zawalone, że tylko zalać i podest jak ta lala…
Tylko, że klamki niestety nie mam, więc jeszcze nigdzie wyjść nie mogę.
Zaraz po przyjeździe wypaliłam na dworze papierosa, a z sąsiedniego ogródka już słyszę propozycję kupienia auta (mojego) i jakieś chude przystojne męskie ciało. Skojarzyłam, że to faktycznie musi być Arek, bo miał wychodzić lada dzień. Tylko, że pamiętam go jako gburowatego grubaska, a nie takie ciacho. To znaczy ciachem był kiedyś, dawno dawno temu… Twarzy teraz nie widziałam, bo coś mi zasłaniało (jedenasta wieczorem jest), jedynie głos znajomy.
Mam całe dwa dni wolne tutaj. Tylko jutro wieczorem mam wyskoczyć do siostry na babskie degustowanie ciastek. Tak więc poza tym czeka mnie mega sprzątanie.
Moja kotka biega po domu i wącha. Skacze i sprawdza wszystko. Nie byłyśmy tu tylko 5 dni. Czuje obce zapachy. Ogólnie podróży się nie spodziewała i nie była z niej zadowolona. Jej transporter wyciągnęłam dopiero jak po nią podjechałam, a nie wcześniej przy pakowaniu jak zazwyczaj.Tu jej dałam jej superchrupeczki (nie ma to jak porządny whiskas z rybą, co tam, że dla kotów sterylizowanych) i świeżą wodę. Mleczka się nie doczeka, ale i tak myślę, że będzie jej tu lepiej ze mną niż większość czasu co sama by musiała siedzieć w Mieście.
Plecy mnie trochę bolą. Dzisiaj odkryłam przyczynę – oczywiście krzesło. Kiwało się na boki. Już podejrzewałam to wcześniej, bo kiedyś też tak miałam z tego powodu, ale to na którym siedziałam w tym tygodniu przy najwijarce przechylało się tak minimalnie, że nie wierzyłam, że znów to ono jest sprawcą. Jednak skoro 6 godzin siedziałam na innym, a po 10 minutach pracy na tym odczułam znów znajome (strasznie nieprzyjemne) bóle to upewniłam się, że to to. Wymieniłam ze stanowiska obok na inne i jakoś tak było już mi lepiej. Teraz usiadłam u siebie przy stole na krześle i znów czuję ból. Z tym, że to raczej od siedzenia półtorej godziny w sportowym aucie z kitką z dredów na głowie.
Fanie się jechało w nocy. Nie szalałam i uśmiechałam się gdy ktoś mnie ładnie wyprzedzał – tzn z kierunkowskazem i w bezpiecznej odległości. Chamy na drogach ciągle się zdarzają – typu mazda, która nie chciała mnie przepuścić chociaż zaraz gdy wjechałam za nią to skręcała bardzo powoli, albo terenowa toyota, która zajechała mi drogę przy zjeżdżaniu z ronda z podwójnymi pasami a potem je zmieniała jakby nie wiedziała gdzie ma jechać (a jednak jechała ciągle prosto i to ja wcześniej skręciłam). Choć szczytem było auto (już nie pamiętam jakie), które gdy ośmieliłam się wjechać na ulicę przed nim podczas gdy on jechał prosto (nieogolony facet za kierownicą) potem, przez całą prostą, a była długa, zajeżdżał mi drogę. Nie, nie wymusiłam pierwszeństwa, był daleko, a ja szybko włączyłam się do ruchu…Nawet próbował zrobić żebym nie zdążyła przejechać na światłach zielonych i przez to sam przejechał na czerwonych. Wtedy odpuściłam i potem gdy go dogoniłam (naprawdę długa ta prosta i spory ruch na drodze) to już trzymałam się z daleka i wpuściłam jakieś auto między nas byleby zapomniał o mnie. Mogłam dać po garach, ale pomyślałam, że pewnie by tego chciał, a ja nie czuję się jeszcze stuprocentowo pewna co do szarżowania moją nową furą.