Nie cierpię marnotrawstwa. Dotyczy to jedzenia, czasu i wykonywanej pracy.

 

Marnotrawienia JEDZENIA, bo nie po to coś się kupuje żeby to wyrzucić. Już nie wspominam o biednych ludziach, którym czasem czegoś brakuje i nie mają za co kupić podstawowych produktów. Na półce w mojej lodówce są tylko świeże produkty, które prawie od razu zużywam i dlatego często właściwie nic tam nie ma.

 

Marnotrawienia CZASU, bo przecież on ciągle płynie i nie można go cofnąć. Czasem sen uważam za marnotrawiony czas, bo gdy się z czymś nie wyrabiam i kładę się na 10 godzin, to coś tu jest nie tak. Nie lubię spóźniania się i nie umawiania konkretnego od razu. To brak szacunku dla osoby, z którą się umawiam. Ostatnio umówiłam się z kimś na rano i podałam, że około 9-10 się pojawię. Jak już wiedziałam, że nie wyrobię się w tych widełkach czasowych, bo przecież wyszłam z domu kilka minut przed 10, a dojazd na spokojnie to 30 min to napisałam smsa, że będę za około(!) pół godziny. Wiedziałam, że lepiej podać ciut dłuższy czas i spokojnie, ostrożnie jechać niż znów zaraz musieć powiadamiać o innej godzinie spotkania. Osoba, z którą się umówiłam odpisała zaraz, że w takim razie spokojnie weźmie prysznic. Cieszę się, że odpisała, bo byłam pewna, że przeczytała smsa. Ona była zadowolona, że ją poinformowałam i ja jechałam z pełnym luzem. Nie każdy tak szanuje czyjś czas.

 

Marnotrawienia PRACY, bo po co robić coś niepotrzebnie? Na ostatniej inwentaryzacji (pisałam o niej TU) często ktoś robił coś, co dla mnie było głupie, bo bezowocne – typu przerzucanie rzeczy, żeby zaraz je znów przerzucić gdzieś ciut dalej. Pierwszy dzień pracowaliśmy w parach, w drugim była to grupa pięcioosobowa. Pierwszego poszło nam supersprawnie. Wypracowaliśmy swój sposób i poszliśmy pomagać innym. Na przykład najpierw wszystko przeliczyliśmy, a dopiero potem wpisywaliśmy na listę. Naklejki naklejaliśmy gdy coś już było na liście. W międzyczasie podchodzili zwierzchnicy żeby spytać czy spisaliśmy już to albo tamto, bo trzeba dopisać ilości albo nie wpisywać czegoś w naszych listach. Co do naklejek to inna para, której poszłam potem pomagać, robiła tak, że liczyli i od razu dawali naklejkę, a dopiero potem wpisywali na listę. No i szukali produktów na półkach żeby je wpisywać zgodnie z listą, a na końcu okazało się, że niektórych rzeczy nie wpisali chociaż były policzone… Eliminacja zbędnych ruchów i nadawanie znaczenia tylko temu co istotne przydaje się w każdej pracy. Jedni nazywają to lenistwem inni sprytem. Ja oczywiście wolę to drugie określenie. Może nawet podchodzić to pod inteligencję, która jest miarą ogarnięcia w świecie wokół nas.

 

Tak więc przechodzę sobie lekko przez życie bez zbędnego marnotrawienia. A może raczej bardziej pasują tu słowa „chciałabym przechodzić”, bo nie zawsze się udaje. Czasem blokują mnie inni ludzie, czasem maszyny, a czasem cały system. Jednak jest to prostsze podejście do spraw i tak właśnie chcę robić. Nie chcę wszystkiego analizować, rozkładać na czynniki pierwsze żeby wyeliminować co niepotrzebne. Chcę szukać prostszego sposobu tam gdzie mam odczucie, że się da. Chcę zmian by lepiej wykorzystywać czas. By nie nudzić się. By życie było ciekawsze i każdy dzień inny od siebie i warty zapamiętania. By nie był zmarnowany…

 

🙂