Plany były piękne – wszystko dość szczegółowo zaplanowane, ale jednak nie wyszło tak jak miało być.

Co nawaliło apropos prezentów? Chyba miłość mojego szwagra do swojej żony, gdyż to on zamiast spakować jeden prezent dla niej i wszystko razem, to popakował osobno i mi – jako osobie wyciągającej spod choinki było głupio ciągle coś jej podawać.

A plan miałam, że każdy otwiera swój i chwali się co dostał. Wtedy nic nie umyka i nikt nie jest skupiony tylko na sobie.

A tu zonk. Co chwilę jej imię…

I tak jak co roku (jakaś taka tradycja się chyba utworzyła) to nasza rodzicielka dostała jeden – od nas. W nim jeden duży i kilka pierdółek. Mamuśka jest ciężka do robienia jej prezentów. Nic nie potrzebuje, wszystko ma, a resztę może sobie sama kupić.

DSC05588

Ten rok miał być ciut inny. Mieliśmy dość takich niechcianych, nietrafionych prezentów jak to zwykle bywało i mnóstwa tych „pierdółek”. A i tak to się zdarzyło.

Gdy odbywało się pakowanie prezentów dla następnej rodzinki to kilka rzeczy świeżo dostanych było wrzucane do innego wora.

Ale tak to jest gdy ustali się kwotę na prezenty i potem kupuje się byleby do niej dobić. Skoro za prezent wyszło 170, a miało być 200 to po co to dopychać badziewiami? I co z tego, że dla kogoś innego udało się kupić coś za 198 zł? Radość z prezentu była pewnie ta sama, z tego jednego dużego właściwego.

Dobrze, że każdy dostał ten jeden duży, którym może się chwalić, bo ten na pewno zostanie, w końcu to my go wybieraliśmy 🙂