Wysiadłam z samolotu i powitał mnie deszcz, błyski i grzmoty. Gdy dotarłam do hotelu to już była mega ulewa. Zamówiłam dojazd lotniskowy wcześniej (5 euro) i wsiadłam w busika rozwożącego po hotelach. Mój przystanek był ostatni, więc mogłam w nocy zobaczyć z okna busa parę miejscowości. Rano wstałam przed 9, zjadłam na balkonie śniadanie. W hostelu miałam pokój 4-osobowy i tej nocy było 3 chłopaków. Mam najgorsze łóżko, bo niskie piętrowe na dole i nie mogę na nim normalnie usiąść.  Faktycznie ten hostel to pozostałość po eleganckim hotelu. Marmury w dużej łazience. Wanna czyściutka. Szkoda tylko, że nie ma zamka w drzwiach..

Następnego ranka pojechałam autobusem na plażę Ghadira (inaczej Melliaha). Tam pływałam, tam było idealnie. Łagodne zejście, bez fal, czyściutka woda. Pływając zastanawiałam się dlaczego ona jest taka przezroczysta. Czary. Przy plaży kupiłam małego loda, kawę i znalazłam poidło z tanią wodą. Taki automat przy plaży, w którym musisz mieć swoje butelki.


Poszłam potem do wioski Poppeya gdzie jest druga z najpiękniejszych plaż Malty. Droga pod górkę wąskim asfaltem była trochę męcząca. Wioska ta to dawny plan filmowy tej bajki Walta Disneya. Gdy o cenę biletu spytał przystojniak z poprzedniej plaży to i ja i on się przeraziliśmy, ale on wszedł. Ja poszłam dalej i podziwiałam widoki z góry. Widać było całą zatokę Anchor. Tam na dole było pełno atrakcji, ale na to nie chciałam tym razem poświęcać czasu. Myślę, że to atrakcja na cały dzień – restauracje i prywatna plaża. Poszłam dalej na spacer, spacerowałam w dziczy po skałach, z widokami na morze, które było wszędzie. Czułam się jak na końcu świata. Widok na całą wioskę i zatokę był zachwycający. Robi wrażenie kolorowa wioska wbudowana pośród skał. Z dołu byłby inny widok. Ja z góry zobaczyłam też to co jest obok, za skałami. Cudowna nieograniczona przestrzeń.

Potem autobusem podjechałam do Golden Bay. „Zwykła” turystyczna plaża miejska niedaleko wielkich hoteli, sporo ludzi, duże fale i słonko trochę zaszło, więc poszłam dalej. Wiedziałam, że niedaleko jest druga podobna plaża, więc poszłam na spacer. Była jakaś wieża, okrążyłam ją i zeszłam na Ghajn Tuffieha. Tym razem schodami. Ta też jest na liście najpiękniejszych plaż.Podobno zachody słońca są tu najpiękniejsze na całej wysie. Nie byłam pewna czy poczekam, bo czytałam, że z tamtych okolic wieczorem trudno się wydostać. W przyplażowej knajpce zjadłam przypalonego wegańskiego burgera z frytkami, wypiłam mrożoną kawę i odpoczywałam przed sporym spacerkiem na Gnejnę i po skałach. Kusiło mnie to co jest za plażą i dziwne górki bez roślinności.

Strasznie dużo Polaków. Są wszędzie. W hostelu, na każdej plaży, trasie i w autobusie. Ogólnie tu jest pięknie, choć nie ma wielkiego „wow”. Taki klimat mieszanki kilkukulturowej. Pomarańczowy piasek i ziemia, jasne domy. Wszystko ma jakiś taki kolor. Drogi straszne – w dół, w górę, pełno serpetyn i wąskich uliczek. Woda ma wiele odcieni niebieskiego. Od jaśniutkiego jakiego jeszcze nie widziałam, po granat. Jak słońce zachodzi to jest trochę zimno, wietrznie, ale i tak chyba się przypalę, bo wychodząc po tej ulewie i widząc prognozę z możliwym deszczem, nie przygotowałam się na taki upał.Dochodzi 16 i już się robi pochmurnie. O 18.18 ma być zachód. I około 18 mogą być burze.

Nie doszłam do Gnejny. Coś mnie droga źle zaprowadziła. Wlazłam na skały. I odebrało mi dech, bo takie piękne widoki!!! Spotkałam warszawiaków. Do jednego samego zagadałam i przeszliśmy razem kawałek trasy. Trasa boska, dzikie skały. Sprayem (oczywiście pomarańczowym) kropki oznaczały szlak. Wawiak powiedział, że wyglądam pięknie, życzył udanego pobytu i w ostatnim etapie trasy powiedział żebym uważała – jakie to miłe :). A wszystko wydarzyło się dlatego, że poprosiłam o foto. 


Przyjarałam się. na flagę maltańską. Góra mega czerwona.Potem poszłam na autobus. Nawet zrobiłam dłuższy spacer żeby się nie przesiadać. Odkryłam, że aplikacja Tallinja pokazuje dobrze na bieżąco kiedy będzie autobus. Nikt przy pierwszym na przystanku nie pomachał, więc autobus pojechał dalej. Z tłumu zapamiętałam jedną dziewczynę, miała kolorowe włosy, wyglądała na punkówę. Przy następnym autobusie jakiś facet prawie wyszedł na ulice machać :).Ale dzięki temu, że tam wtedy byłam załapałam się na zachód słońca. Podzielony jakąś wieżą, ale i tak było pięknie!


Wróciłam do hostelu przebrać się w cieplejsze ciuchy i buty i poszłam na boisko sportowe spotkać się z Liną. Osoba z Couchsurfingu. Nie raczyła wyjść do mnie przed wejście, wysłała lokalizację (margines błędu 10-30 m), więc ją olałam. Poszłam po bułkę, serek i piwo i usiadłam przy porcie pić je i pisać z ludźmi. Sebastian (drugi z CS) wtedy napisał, że dziś nie da rady się spotkać.Tego dnia według Samsung Health zrobiłam ponad 20 km.

Dzisiaj rano ruszyłam do Cirkewy. Chciałam być sprytna, ominęłam tłumy i poszłam do budki sprzedającej bilety, a i tak wylądowałam z niektórymi na tym samym jachcie. Miałam do wyboru za 10 euro Malta – Blue Lagoon – Malta albo Malta – Blue Lagoon – Gozo. Potem dokupiłam na Gozo prom i to chyba cena taka sama za 2 strony. Dałam tyle ile planowałam dać. Jedna budka tylko była otwarta, więc widocznie w tym czasie tylko ta firma obsługuje te trasy. Tak za pewne jest w sezonie zimowym.


Comino

Płynąc na Blue Lagoon w planie wycieczki była też trasa po jaskiniach. Wtedy jeszcze pogoda była to skorzystaliśmy i zrobiliśmy piękne fotki. Łódka fajnie kręciła tyłkiem, więc nieważne, że siedziałam bokiem, bo czasem byłam tuż przy samych skałach. Woda granatowa. Czasem ciemnoturkusowa. Faktycznie wiele odcieni ma to morze..

Na błękitnej cudnie. Zanim zaszło słońce zdążyłam popływać. Przy plaży aż do końca rozstawione leżaki w niebiesko-białe pasy i pilnujący je ludzie. Fajnie, że dzięki temu i ratownik był. Szybko się rozebrałam przy skale za leżakami i wlazłam do wody. Zaraz po mnie do wody wszedł też samotny podróżnik, płci męskiej. Chyba się trochę wahał, bo nagle zrobiło się ciut chłodno. W wodzie stałam prawie po szyję, a patrząc w dół widziałam piasek, kamienie, a przy porcie czarne rybki. Woda prześliczna, przecudowna, Rokitki to kiepska podróba. Piasek boski, jaśniutki, z czarnymi drobinkami. Raj!

Potem wytarłam się, ubrałam, zapaliłam, wyciągnęłam pelerynkę i musiałam ją szybko ubrać. Chciałam iść zobaczyć Krystaliczną Lagunę, ale gdy byłam na górze nadeszła ulewa, taka prawdziwa. Potem trochę przestało, zrobiłam tylko z góry foto na tą „plażę”, bo znów nie widziałam zejścia. Nie było na to czasu. Jachty co godzinę i popędziłam na następny. Szybko szłam po długim stromym zboczu i noga mnie zabolała. Potem na dole nie ten jacht czekał i kolejna ulewa. Ludzie jak sardynki ukryci pod parasolami, więc do nich dołączyłam. Zdziwiło mnie to, że niektórzy byli susi. Tak więc długo musieli się tam chować i pewnie nic nie zdążyli zobaczyć..Na koniec obserwowałam parkę Japończyków – niby nieśmiali, grzeczni, a i tak przemokli więc weszli do wody, chlapali się, a potem przytulali żeby się ogrzać. Potem przyjechał inny jacht, który zabrał wycieczkę na Gozo, w tym mnie. 


Gozo

Po zajściu z jachtu, w którym sterniczy nam dziękował za deszczową podróż, spytał czy wszystko ok i podawał rękę, ale sama nie wiem czy pomagając wysiąść przez to, że wszystko było mokre czy żegnając nas.
Gozo to maleńka wyspa. Nie zrobiła na mnie mega wrażenia. Była inna niż Malta. Mniej budowy, więcej zieleni. Większe odległości. Może to dlatego, że pogoda nie byłą za piękna, a ja byłam tylko na Dwejrze. Poszłam przy porcie się zagrzać na kawę i pizzę. Faktycznie taniej jest na wyspie, bo niecałe 5 € za wege porcję 1,5 za kawę. Wzięłam jeszcze jedną na wynos, zostawiłam napiwek, ubrałam pelerynę przeciwdeszczową i poleciałam do autobusu na Dwejrę.

Była tam pozostałość po Azure Window (nie mogłam zlokalizować z której to skały, ale warunki pogodowe były straszne!), a właściwie tylko pęknięcia na skale. Znalazłam je porównując mapkę. Wcześniejsze dojście do tej atrakcji jest odgrodzone i nie można już tam łazić. Ja oczywiście łaziłam póki nie skumałam, bo co to dla mnie :).

Inland Sea, czyli Wewnętrzne Morze, a właściwie Słone Jezioro na wyspie. Woda zimna jak podeszłam na samym końcu. Ciekawe, że krótkie, kończą go skały, głębokość 3 m max, a między skałami jest jaskinia i tam według rysunków, o ile dobrze pamiętam, 26 m. I szukałam tam jeszcze długo Blue Hole. Dziury nie mogłam znaleźć! To tam były te zdjęcia nurków a la zwłoki w wodzie. W końcu sobie uświadomiłam, że jest za wietrznie na piękny widok, za duże fale. To według mapki jest taka wyrwa w skale, bardzo głęboka. Okoliczne skały faktycznie były ostre, a po deszczu śliskie i dużo stawików i jezior się utworzyło. Moje buty dały radę. Chociaż mnie dzień wcześniej obtarły przez piasek i jakieś ukłucie rozdrapały mi rankę. Dziś rano przerobiłam je na klapki i nie dokuczyły mi aż do wieczora gdy szłam po deszczu na mocno pochyłej mokrej drodze.
Na Dwejrze łaziłam jeszcze koło wieży i po skałach i podziwiałam widoki. Widziałam w dole fajną zatokę. Ale ze względu na wysokości też podziwiałam ją tylko z góry. Niedaleko był jakiś kościółek, więc weszłam. Kaplica św. Anny. To chyba tam w środku przestraszyły mnie mega wielkie rzeźby. 


Tyle na Dwejrze. Potem jeszcze słonko wyszło jak czekałam na autobus. Trochę się rozbierałam, ale ze względu na spaloną górę nie mogłam całkiem.Schowałam się do cienia, było zimno to znów poszłam się grzać. Wyliczyłam, że na promie będę oglądać zachód słońca. Udało się. Było niestety bardzo pochmurno, ale i tak pięknie. Różne kolory. Z jednej strony za chmurami słońce, a z drugiej księżyc. W pełni. Prom zdążyłam zwiedzić zanim ruszyliśmy i potem robiłam zdjęcia i kręciłam filmy. Obserwowałam też zamykanie „dzioba” I otwieranie. Na koniec przez przypadek zajrzałam na poziom samochodów I zamiast grzecznie czekać z pasażerami skorzystałam z promowej toalety z pięknymi różowymi zlewami.


Dzisiaj wieczorem wszystko sobie odpuściłam. Lekki tylko spacer po okolicy w Silemie, bo chciałam piwo i coś na śniadanie. Znalazłam wieczorem inny spożywczak niż wcześniej i moje i wujkowe dropsy Polo. Piwo Cisk też kupiłam i bułę. Zjadłam i na rano został tylko ser :). Teraz sobie leżę w hostelu, piszę, piję, a chłopak-niemowa się tu kręci. Będę jutro jechać z mokrymi rzeczami w torbie, ale trudno :).


Jutro chcę wyjść po 8, bo około 9 planuję ruszyć na lotnisko. Mam mieć stąd nawet bezpośredni autobus. Niecała godzinka, krótki spacer i będę. Rano chcę jeszcze poszukać magnesików dla mnie, Magdy i może kogoś jeszcze. Kasy mało wydałam.Nie widziałam stolicy, cichego miasta Msidii, jeszcze podobno są tu jakieś budowle kamienne bardzo stare, no i chciałabym zobaczyć jak wyglądają piaszczyste plaże na Gozo. Chcę tu wrócić. Za krótko byłam. Podoba mi się. Chcę tylko cieplejszą pogodę. Teraz mega wieje i czasem błyska. Dobrze, że posłuchałam mądrzejszych i mam ciepłe buty i spodnie.Zaraz się spakuje żeby rano być gotowa do wczesnego wyruszenia na lotnisko. Oby ten lot był przyjemniejszy (by nie złapały mnie takie mocne bóle uszu jak poprzednio). Jeszcze chyba w ten dzień zajrzałam do innego kościółka – niedaleko hostelu. Tam już było więcej zdobień, ale też głównie rzeźby. 


10 dni po

Z lotu pamietam okropny ból głowy. I kolejny dzień dochodziłam do siebie. Tamtego wieczoru gdy skończyłam się pakować, zjadłam, wypiłam piwo i umyłam się, położyłam spać. A mój współlokator-niemowa zgasił światło. Tym razem w nocy była jakaś dziewczyna, ale rano szybko zwiałam i nawet nie wiem jak wyglądała.Poszłam po prezenciki – magnesiki i długopis, a potem kierowca autobusu na lotnisku wolał wziąć sobie półtora euro niż mi po dłuższym szukaniu wydać z 5 €. Na koniec się dowiedziałam, że te autobusy lotniskowe kosztują 3 €. Czekać mi się nie chciało na zwykły za półtora euro. Lotnisko fajne. Palarnia to duża kawiarnia z białymi stolikami. Bardzo Słoneczna. Pożegnałam się ze słoneczkiem i wyleciałam stamtąd. W samolocie poza bólem głowy było ok. Okazało się, że chłopaki co siedzieli koło mnie tamtą stronę, też tym wracali. Nie ma to jak tanie loty.. Podejrzewam jednak, że nie spędzili tego czasu tak intensywnie jak ja. Trochę chorobę lokomocyjną od statków miałam, ale po 2 dniach wszystko się uspokoiło. Zdjęcia przejrzałam i nie zachwycają tak więc jest kolejny pretekst żeby tam wrócić.

🙂