A więc wzięłam tylko tydzień wolnego. Plus jeden dzień na sprawy „urzędowe” związane z domem, co mi daje dodatkowy wolny weekend.
Jadę na woodstock. Potem na Majorkę. A tak o lecę sobie na 3 dni. Zobaczę jak to tam wygląda. Jestem szalona i przerażona. Usłyszałam też, że odważna. A okazać się, że może i głupia. Lecę sama. Kupiony obecnie mam tylko bilet lotniczy. Noclegi u kogoś kogo nie znam. Z tym, że pierwszego wieczoru nie dotrę tam komunikacją miejską. Muszę to ogarnąć. Ewentualnie zostanie noc na plaży, ale po woodstocku jednak wypadałoby się ogarnąć i dospać. Jednak kusi ta wieczorna Palma..
Wymyśliłam sobie, że wezmę tylko małą torbę, którą spakuję już w przyszły weekend, wrzucę do auta i potem z nią polecę. Nie dopłacam za bagaż. Nienawidzę niepotrzebnych kosztów. Gdyby nie ten nocleg to bym się pewnie nie zdecydowała. A przynajmniej nie na tyle dni. To tak w sumie na weekend.
Widzę, że udało mi się z lotami. zbierałam się do zakupu parę dni. Jednej nocy bilet zdrożał, potem staniał, potem zatrzymał się, ale obczaiłam, że zostało tylko kilka wolnych i kupiłam, a teraz widzę, że jest dużo droższy.
Samolotem ostatnio leciałam jak miałam 7 lat. Do Anglii gdzieś. Jeden lot przespałam, a z drugiego pamiętam chmurki. Mieszkam przy lotnisku, odprowadzam i witam tam ludzi. Jednak mam trochę stracha przed lataniem. Nie z powodu wypadków czy ataków, raczej z powodu konieczności przejścia tej całej odprawy itp. W dodatku lotnisko w Palmie jest podobno ogromne. Dobrze, że startuję z małego.
Zdjęć na razie nie dam, bo też za dużo nie oglądam. Póki co czytam jakieś takie porady. Myślę czy by wynająć tam auto, ale podobno komunikacja miejska nie za droga.
Do tego sprawdzę się w języku. Wątpię czy będę mieć dużo styczności z językiem polskim na miejscu. Pisanie po angielsku i rozumienie nie sprawia mi problemów, a jednak język mówiony to zupełnie co innego. Pociesza mnie tylko, że dla dziewczyny, u której mam nocować, angielski też nie jest językiem ojczystym..
Kilka spraw do załatwienia jeszcze mam. Biorę się za nie..