Dzisiaj pierwsza kontrola poszpitalna w przychodni. Mam jeszcze godzinę czasu do niej. Jak zwykle nie dano mi pospać. Nie zrobiono tego specjalnie, tylko tak jakoś wychodzi, bo mieszkam w pokoju dziennym tzn. salonie. Tu jest telewizor, tu jest miejsce na wypicie kawki, zapraszanie gości i spędzania zbyt dużej ilości wolnego czasu.
Mam postawione łóżko w samym rogu. Jest to wielki pokój. Miejsce na łóżko sama wybrałam. Zdziwiłam się, że jest dokładnie tu gdzie chciałam i jak chciałam. Głosy decydujące w tym domu stwierdziły widocznie, że mój pomysł nie był najgorszy. Tu po mnie nikt nie łazi. Mam kołderkę, mam poduszki do spania, podkładania pod nogi i siedzenia (za plecy) i jako taki spokój.
<– a to jest stopka od moich pięknych turkusowych kul ortopedycznych
Już po kontroli. Kolano wygląda dobrze. Dopytałam czy stawać mogę na nodze wcześniej. Nie. Ani zginać ani na niej stawać jeszcze ponad 3 tygodni. Nosić w górze. Musi się najpierw w środku pogoić. Strasznie tak być przykuta do domu. Najlepiej mi jest gdy ułożę się na łóżku. Poduszka pod dół pleców i noga ułożona prosto. Tak to jest po artroskopii stawu kolanowego, a dokładniej po szyciu łąkotki przyśrodkowej. W dodatku z rzepką mam coś nie tak. Poprzedni zabieg był znacznie prostszy. I mniej bolało? Tak teraz mi się wydaje. Wypisana ze szpitala byłam dzień później, więc miałam więcej czasu na dojście do siebie i dłużej byłam pod bezpośrednią opieką lekarską. Wtedy wycinali mi coś i wygładzali. Krwi w drenie miałam więcej. Dwa tygodnie od zabiegu mogłam już odrzucić kule. Faktycznie po tym czasie spróbowałam stawać i obyło się bez bólu. Potem jeszcze trochę kuśtykałam, ćwiczyłam do granicy bólu i przeszłam dwie rehabilitacje. Już przy pierwszej widać było, że coś jest nie tak. Nie to, że noga słaba, ale to, że się kolano blokuje. Początkowo sądzono, że to może z powodu braku ruchu, ale po solidnych ćwiczeniach nic się nie zmieniało, a wręcz pogarszało. Potem ortopeda, rezonans, wynik i po 4 miesiącach od pierwszego zabiegu dostałam skierowanie na następny.
Tak więc po 9 miesiącach od pierwszej artroskopii znów wylądowałam na stole operacyjnym. Dwa szwy w kolanie, trzy na wierzchu. Do pracy poprzednio wróciłam po 2 miesiącach, a jak to teraz będzie?
Wkurzyło mnie strasznie wypisanie do szpitala. Byłam bezradna i zła jednocześnie. W noc po zabiegu zasłabłam idąc do toalety szpitalnej. Wylądowałam na kafelkach. Pielęgniarka usłyszała moje wycie z bólu i przyszła mnie podnieść. Zawiozła mnie potem na wózku do łóżka, dała kroplówkę z Ketonalem, a rano przy obchodzie lekarz powiedział, że wychodzę do domu. Na mój protest, że jeszcze nie chodziłam, a w nocy się wywróciłam odpowiedział, że przyśle rehabilitantkę. Oczywiście przyszła i bardzo pomogła. Dodam jeszcze, że to był ten sam lekarz, do którego chodziłam na wizyty prywatne. I to był pierwszy i ostatni raz, kiedy zobaczyłam go w szpitalu. I za tylko 3 doby spędzone w szpitalu nie dostanę zwrotu z ubezpieczenia i nie oddam mamie za te wizyty kasy. Jak tak można było mnie odesłać?
Tak więc końcówka szpitala i te bóle są przeokropne. Mam nadzieję, że już teraz wszystko będzie lepiej i łatwiej.