Byłam ostatnio u ortopedy i muszę załatwić badanie: rezonans magnetyczny kolana. To pewnie oczekiwanie na kilka miesięcy. Dwa razy czekałam po około 3 miesiące, a ostatnio mi się udało miesiąc (plus oczywiście miesiąc na wynik). Już mam wprawę w szukaniu i dzwonieniu do przychodni. Wiem, że wystarczy odpalić neta z adresami w kilku miastach (nie ma to jak krążyć między miastami i mieć ekonomiczny samochód) i podzwonić. Potem jadę z papierkami i się rejestruję, a potem czekam. A jednak od poniedziałku, czyli 5 dni, nie wykonałam żadnej z tych czynności. Jakoś nie mogłam się zabrać do tego. Z kolanem trochę lepiej niż wtedy gdy wróciłam do pracy miesiąc temu, ale jednak coś złego z nim się dzieje. Rozleniwiłam się. Wiem, że to ważne żeby się zarejestrować jak najszybciej, a jednak czasem mam tak, że bez bata ani rusz…
Dostałam okres i kiepsko się ostatnie dwa dni czułam, może to dlatego? A jednak czy to dobra wymówka? Popołudniami też można dzwonić. Na nockach nie bardzo, bo rano śpię, a dopiero pod wieczór wstaję. Tak więc pewnie kolejny tydzień się nie zapiszę, ale powinnam spróbować. Gdzie ta moja energia i chęć całkowitego wyleczenia kolanka? Po tym badaniu może się okazać, że trzeba znów ciąć… Może jednak wyjść na to, że nic poważnego się nie dzieje, a problemy są tylko z rzepką, na które niewiele da się poradzić. Chciałabym wiedzieć, a jednak się boję… Jak ja mam się pogonić do załatwienia tej sprawy?