Koncert. Cudowny. Poszłam sama. Poznałam kilka osób, mam nawet numer telefonu. Najpierw poznałam dziewczynę, a potem kilku chłopaków.
Przyszłam nieco spóźniona, ale oczywiście zaczęli grać nieco po czasie.„U Bazyla” bardzo mi się podoba, choć nieco komercji w jego działalności jest. Jest to taki odpowiednik wrocławskiego „Madnessa”. Oplakatowane całe miasto, mnóstwo ulotek, ceny piw dość wysokie (5zł). Co ciekawe, to na początku było zwykłe karpackie po 3,50, a potem butelkę zwyczajnie odwrócili i już go „nie było”. To nieco podejrzane mi się wydało, bo to było najtańsze tam piwo, co prawda była jeszcze „szatańska seria”, ale mało kto zwracał na nią uwagę. W sumie wybór wielki, a ceny 5-5,50. i jeszcze za kufel jakaś kaucja, więc brało się butelki. W końcu jakiś lokal nauczył się, że na koncertach ciężko jest gdziekolwiek donieść kufel w całości :).
Najpierw grał Leniwiec, co było niemałym zaskoczeniem, bo wydawało mi się (i nie tylko mi), że to oni są „gwiazdą główną” i zagrają na końcu, no ale jak widać – na trasie panuje równouprawnienie :). Bardzo dużo piosenek znałam, jakieś covery też były. Byłam oczywiście pod sceną, ale panowała tam taka duchota i ciepłota, że bardzo ciężko było wytrzymać. No ale kilka piosenek się dało :).
Na scenie łysi, porządnie zbudowanie faceci wyżywali się muzyką na świat, polityków, religię i tym podobne. Robili to żywiołowo i wciągająco.
Potem wszedł na scenę młodszy zespół – Zabili mi żółwia (uroczą mają nazwę ;)). Też grali świetnego punkrocka, ale bardziej wesołego, dużo ska i nieco łagodniejsze piosenki, choć nie wszystkie.
Wypiłam 3 piwa i naliczyłam, że wypaliłam aż 9 fajek(!).
Podczas koncertu znalazłam czarne szelki z minibadzikami w kolorach rasta oraz 3 fajki pomarańczowych pall mall’i linków z zapalniczką w środku. A potem się okazało, że zapalniczka była identyczna jak ta, którą kupiłam sobie wcześniej 🙂 – wściekle żółta. A fajkami takimi poczęstował mnie ktoś na koncercie Naivu w Jadłodajni Filozoficznej 2 dni przed moim wyjazdem z Warszawy gdzie poznałam zajebistego faceta – i już miłe wspomnienia :).
Przed wejściem na koncert trochę spanikowałam i poszłam sprawdzić jak jeździ ostatni tramwaj do mojego nowego mieszkanka, więc później już świetnie znałam drogę.
Po koncercie, po wszystkich bisach pokręciłam się jeszcze trochę po „Bazylu” i wyszłam. Zanim wsiadłam w tramwaj (przedostatni jednak) to pogadałam trochę z parą przy wejściu, empetrójkowcem który miał problem z połączeniem kabelków :), parą na przystanku i kolesiem, który być moje pojawi się w Lubinie na koncercie :). Aha, no i oczywiście kupiłam plakat :). Skoro plan jest zaliczyć 4 koncerty z trasy (już można powiedzieć, że dwa się udało) to wydałam tą złotówkę, bo plakat, na który miałam chętkę właśnie brali sobie ci chłopacy przy wejściu, kij im w oko :D.
No i tyle, w sumie, choć krótko, było naprawdę fajnie :).
13-10-07